Powrót do przeszłości


Wszystko płynie, jak mawiał Heraklit. Kohelet dodaje, że nic nowego pod słońcem. I rzeczywiście tak jest. Ale ja od siebie dodam, że czasami jednak warto wrócić do przeszłości. Przypomnieć sobie stare ścieżki, zobaczyć co się zmieniło. Ja ostatnio tak właśnie zrobiłem. Ale zacznijmy od początku...


A początku trzeba dopatrywać w sierpniu. Było on dla mnie niezwykle intensywny, dużo się w moim otoczeniu pozmieniało i to wszystko bardzo mocno odbiło się na mojej kondycji duchowej. Ale o tym już tutaj nie będę pisał. Odsyłam na mój kanał na YouTube, gdzie o wszystkim opowiedziałem w piątej już części mojego vloga :



Mój powrót do przeszłości polegał na przejechaniu rundy, którą ostatni raz odwiedziłem cztery lata temu. A była to bardzo ważna dla mnie runda, bo jedna z pierwszych, które zrobiłem po górach. Moja przygoda z rowerem szosowym zaczęła się od kręcenia po okolicy miejsca, gdzie mieszkałem. A przyznam się, że było tam raczej płasko. Pamiętam moją pierwszą wyprawę w jakieś większe górki (powtarzam górki, nie góry). Było to na wakacjach. Już kilka ładnych miesięcy jeździłem na szosie i zabrałem ją oczywiście na urlop do rodzinnego domu. Pierwsza wyprawa, pierwszy dłuższy podjazd i..... katastrofa. Myślałem, że mam jakąś kondycję, a tutaj taka lipa. Tętno podskoczyło do granic możliwości, ledwo łapałem powietrze... po prostu masakra. Pamiętam jak wróciłem do domu lekko podłamany. Ale ten stan nie sprawił, że rzuciłem rowerem w kąt. Stało się wręcz odwrotnie. Postanowiłem ten podjazd tak długo pokonywać aż w końcu nie będzie stanowił dla mnie problemu. I to się udało. Czas spędzony na urlopie pozwolił odkryć mi piękno podjazdów, najpierw tych malutkich, a z czasem coraz większych. Aż w końcu przyszedł czas na góry i piękne szosy prowadzące między szczytami. I właśnie mój ostatni powrót do przeszłości powiódł mnie na jedną z pierwszych moich górskich tras. 

Wtedy moja trasa wiodła z Nysy, przez Kałków, czeski Jawornik, Travną, Lądek Zdrój, Złoty Stoki i z powrotem drogą krajową do Nysy. Pokonuje się wtedy (nie licząc mniejszych wzniesień) dwie górskie przełęcze: lądecką i jaworową. Daje to 100 km trasy i ok. 1000 m przewyższenia. Dla wprawionego kolarza to żadne wyzwanie, jednak dla debiutanta, to jest już jakiś wyczyn, którym można się chwalić choćby na blogu ;) Sama trasa jest niezwykle piękna. Mija się kilka ciekawych zabytków (kościół w Kałkowie, zamek w Jaworniku, uzdrowisko w Lądku Zdroju, kopalnia złota w Złotym Stoku, zabudowania obronne w Paczkowie, zamek i kościół w Otmuchowie). Pod względem przyrodniczym są Jeziora Nyskie, i Otmuchowskie oraz przede wszystkim góry, które towarzyszą przez cały czas jazdy (albo jako piękna panorama, albo jako świadek męczenia się na kolejnych kilometrach podjazdów). 

Ostatnio swoją trasę lekko zmieniłem, bo zamiast wracać drogą krajową do Nysy, za Złotym Stokiem skręciłem do wioski Kamienica, z której wjechałem do Czech i wróciłem do Jawornika i stamtąd pojechałem już prosto do Nysy. Trasa wydłuża się wtedy o ok. 20 km ale za to człowiek nie boi się potrącenia przez tira...

Taki powrót do przeszłości sprawił, że na nowo poczułem tą ekscytację co cztery lata temu. Jestem na rowerze w górach!!! I dałem radę!!! No i przypomniałem sobie dlaczego to robię, dlaczego wracam w góry. To wtedy, gdy pierwszy raz pokonywałem wyżej omówioną trasę, zakochałem się w kolarstwie tak naprawdę. Nie tylko w płaskich odcinkach, ale przede wszystkich w tych trudnych: kilometrowych podjazdach i szybkich zjazdach, w pięknie przyrody, wspaniałej architekturze mijanej po drodze... Dlatego bardzo się cieszę, że tam powróciłem. Było mi to bardzo potrzebne.

Cóż mogę jeszcze napisać? Chyba tylko to, że warto mieć pasję (choć o tym piszę za każdym razem) i warto też wracać czasami do przeszłości ;)


PS Jeszcze raz zapraszam Was na mój kanał na YT (za pozostawione subskrypcję z góry dziękuję :)
Wrzucam też link do stravy gdzie znajdziecie mapkę przejechanej trasy :)

No i oczywiście kilka zdjęć z powrotu do przeszłości:) 




















Komentarze

Popularne posty