„Jak ja nienawidzę biegać”, czyli klasyczne nigdy nie mów nigdy ;)
Nienawidzę biegać. To były moje pierwsze
słowa po pamiętnych zajęciach z wuefu. Nienawidzę! I tego trzymałem się przez
kolejną dekadę. Ale zacznijmy od początku.
Był 2002 r. Wrzesień. Nowa szkoła.
Liceum. I to nie byle jakie, tylko słynne „Carolinum”. Jak taka szkoła, to
trzeba będzie się uczyć. Tego byłem pewny. Ale nikt nie mówił, że trzeba będzie
biegać. O tym przekonałem się na pierwszej lekcji wychowania fizycznego. Nauczyciel
kazał nam zabrać rzeczy i pójść na pobliski stadion. I tam się zaczęło. Cała lekcja
poświęcona na bieganie. A jak piszę, że
cała to mam na myśli przebiegnięcie przez uczniów klasy I M2 aż 5 kółek wokół
stadionu!!! Normalnie aż 2 km biegania. I to przez całą lekcję! Teraz się z
tego śmieję, ale wtedy umierałem. Dosłownie. Do końca życia nie zapomnę śmiechu
mojej siostry i jej koleżanek (które chodziły do klasy wyżej), które witały
mnie szyderczymi okrzykami z okna szkoły. A wyglądałem wtedy jak siedem
nieszczęść. I tak się zaczęło moje nad wyraz negatywne uczucie wobec biegania.
Przez kolejne lata szkoły średnie jeszcze się to wszystko pogłębiło (bo było
wiele zajęć na stadionie, wiele kółek przebiegniętych wokół stadionu, a przy
tym wiele przekleństw, o których lepiej nie pisać).
Minęło ponad 10 lat i sytuacja zmieniła
się diametralnie. Dzięki namowie kolegów zapisałem się na pierwsze zawody na 5
km. I tak to trwa do dzisiaj. Biegam. I to coraz więcej i mądrzej. I o dziwo,
bardzo to lubię. Łączę bieganie z
kolarstwem i pływaniem. Startuję w triatlonie. I gdyby ktoś wtedy, po tych
pamiętnych zajęciach na stadionie, powiedział to wszystko, to bym go chyba
gołymi rękami zamordował. Dlatego klasyka jest tutaj jak najbardziej na
miejscu. Nigdy nie mów nigdy!
Ale to jeszcze nie koniec. Bo gdy już
ruszyłem temat biegania, to może kilka rad dla początkujących biegaczy, czy
tych, którzy dopiero zamierzają za bieganie się zabrać. Nie uważa się za jakiegoś
eksperta, w sieci jest ich bardzo wielu jakby ktoś szukał, ale mogę podzielić
się z pewnymi rzeczami, które mi na samym początku sprawiały kłopot.
1.
Zaczynaj
powoli! To jest podstawowy błąd wszystkich poczatkujących sportowców. Od razu
chcieliby góry przenosić. A tutaj trzeba bardzo spokojnie zaczynać. Od szybszych
spacerów, od marszobiegów. Od kilku minut biegu ciągłego. Fakt można iść na
stadion i od razu zrobić 5 okrążeń, ale później się umiera i bieganie można
znienawidzić. Po bieganiu człowiek powinien czuć zmęczenie, ale nie takie by
się nie móc ruszyć następnego dnia. Więc metoda małych kroczków jest jak
najbardziej na miejscu. Zacząć od małych celów i systematycznie je zwiększać!
2.
Nie
przejmować się otoczeniem. Mi to od samego początku sprawiało (sprawia) duży
kłopot. Że w czasie biegania wyglądam mało atrakcyjnie (w sensie, że tu fałda
podskakuje, tam fałda wychodzi itp.) i że wszyscy się na mnie patrzą. Wiem, że
biegam brzydko, ale biegam a nie siedzę na kanapie. A niech się patrzą.
Przecież biegam dla siebie, dla swojego zdrowia, dla swojej kondycji. Nie przejmować
się tym, co sobie inni myślą!
3.
Kup
dobre buty. I tutaj sprawa jest naprawdę poważna. Po kontuzji kolana bardzo
mocno zwracam uwagę na amortyzację. Dlatego buty są tak ważne. Można kupić
sobie adidaski z Lidla. Też w nich idzie biegać. Ale jakim kosztem. Zwłaszcza
jak nie mamy sylwetki sportowca, ważymy ileś tam kilo i nogi krzywo stawiamy. Naprawdę
warto tematowi butów się przyjrzeć, dobrać odpowiednie (zwłaszcza, że coraz
więcej sklepów sportowych oferuje specjalistę, który w tym pomoże). Dobry but,
to też mniejsze ryzyko kontuzji.
4.
Żeby
biegać trzeba biegać. Bez systematyczności daleko nie pobiegniemy. Ustal sobie
stałe dni, w których będziesz biegać. Na początek dwa, trzy razy w tygodniu.
Ale regularnie. I stopniowo zwiększaj, czy pokonywane kilometry, czy czas,
który poświęcisz na bieganie. Taka systematyczność pomoże w motywacji. Że ten
dzień to dzień na bieganie, wiec idę choćby się waliło, czy paliło. Warto też
poszukać towarzyszy do wspólnego biegania. To zawsze mobilizuje. Jeśli nie masz
nikogo takiego, to poszukaj na fejsbuku grup w Twoim mieście, które wspólnie
biegają. Jest ich coraz więcej.
Może tyle na
dzisiaj wystarczy. Jakby były jakieś pytania piszczcie w komentarzach, to może
kolejny wpis będzie na nie odpowiedzią. Dobrego dnia i do zobaczenia na
dworze!!!
Extra może mnie namówisz, że warto? Mam dwójkę dzieci i absorbujacego męża który nie zachęca mnie bym zaczęła biegać wręcz przeciwnie: gdzie idziesz? Urosłas..i tylko te chipsy, niemam motywacji i niewiem gdzie jej poszukac? Możesz mi pomóc?
OdpowiedzUsuń