Świąteczny rower, czyli dlaczego Festive 500 w tym roku nie dla mnie







"Święta, święta i po świętach". To chyba najczęściej pojawiające się hasło w mediach społecznościowych przez ostatnie 24 godziny... A to przecież nie jest prawda. Święta Bożego Narodzenia trwają przez całe 8 dni (oktawę) i kończą się 1 stycznia. Dlatego trzeba dalej świętować, radować się, cieszyć z bliskości Pana Boga. Oczywiście każdy może to robić na swój własny, indywidualny sposób. Dla chrześcijanina najlepszym sposobem świętowania Bożego narodzenia jest udział we Mszy św.. Ja oprócz tego, jak chyba zdążyliście już zauważyć, lubię także jeździć na rowerze. I właśnie w ten sposób chciałem się cieszyć w tegoroczne Święta Bożego Narodzenia. 

Na pewno każdy zapalony kolarz wie, że czas oktawy Bożego Narodzenia jest ściśle związany z międzynarodowym wyzwaniem Rapha Festive 500. Chodzi o to, by w okresie od 24 do 31 grudnia przejechać na rowerze 500 km. W zeszłym roku udało mi się to zrobić, o czym możecie przeczytać tutaj. W tym także chciałem to wyzwanie ukończyć. Niestety już teraz wiem, że w tym roku to nie dla mnie...

W sumie zaczęło się dobrze. W Wigilię udało się wyskoczyć na 2 godzinki jazdy. Niestety już w samo Boże Narodzenia wiedziałem, że nic z tego nie wyjdzie. Po pierwsze pogoda była totalnie beznadziejna... Padało. Wiem, że nie ma złej pogody do jazdy, że można to robić nawet w czasie deszczu, ale tutaj dochodzi powód drugi. Czas adwentu poprzedzający Boże Narodzenia bardzo dał mi w kość. W sumie to już od bardzo dawna nie przeżyłem czegoś podobnego. Totalne wykończenie organizmu. Dużo obowiązków parafialnych, szkoła, harcerstwo, treningi i organizm odmówił posłuszeństwa. I właśnie w samo Boże Narodzenie to do mnie dotarło. Że nie można robić coś na siłę. Bo koszty tego mogą być zbyt wysokie. Jeśli człowiek ledwo stoi na nogach i kręci mu się w głowie to jazda w deszczu może zakończyć się bardzo kiepsko dla organizmu. Zwłaszcza, że już niedługo zaczyna się kolęda i trzeba być w pełni sił. 

Ale żeby nie było, że tak do końca się załamałem i tylko grzecznie w łóżku leżałem i odpoczywałem. Był czas na małe bieganie, udało się też pójść na dłuższy rower. Jednak bez żadnej spiny, czy planu przejechania tylu, a tylu kilometrów by wyrobić się z wyzwaniem. W tym roku sobie to odpuściłem. Starałem się każdą chwilę wykorzystać na odpoczynek, wyspanie się, a w między czasie wychodziłem się trochę poruszać na świeżym powietrzu.


Wczoraj, będąc w odwiedzinach u rodziców, udało mi się nawet trafić w okno pogodowe, kiedy nie padało, było przyjemnie ciepło, no może trochę mocniej wiało, ale w końcu jest zima, więc nie może być idealne ;) Wybrałem się w odwiedziny do naszych południowych sąsiadów. I wyszło tego prawie 100 km. Byłem mega zadowolony, że się udało pokręcić po moich ulubionych drogach. Choć przyznam, że ta jazda dała mi w kość i utwierdziła w przekonaniu, by w tym roku Festive 500 sobie odpuścić. Bo tak jak już pisałem, nic na siłę. 

Święta dalej trwają, cieszmy się z tego. I nawet, gdy tak jak ja, nie możesz w tym roku w pełni wziąć udziału w Festive 500, to i tak warto wyjść na świeże powietrze, trochę się poruszać (zwłaszcza po tych wszystkich przysmakach). Oby też nie był to tylko słomiany zapał, który skończy się po jednym dniu... Wszystkiego dobrego Wam życzę, a tym wszystkim, którzy biorą udział w Festive 500 życzę wytrwałości i trzymam kciuki. by Wam się udało!!!


ps. na koniec kilka zdjęć z wczorajszej wyprawy :)













Komentarze

Popularne posty