Droga na skróty... Ale do czego?
Odkąd ludzie zaczęli uprawiać sport, lub ujmując to inaczej, ze sobą po prostu rywalizować, pojawiała się pokusa pójścia na skróty. Bo przecież po co się trudzić w pocie czoła skoro można coś tam pokombinować i efekt będzie o wiele lepszy, no i czółko nie będzie mokre... To jest właśnie ta tytułowa droga na skróty. Ja bym to nazwał oszustwem, a przede wszystkim grzechem. Skąd w ludziach taka skłonność? Dlaczego decydują się na taką drogę?

Po co to dzisiaj piszę? Bo chcę Wam pokazać jak działa mechanizm grzechu. Ostatnio w internetach można było sporo poczytać o dopingu. Co jakiś czas słychać o aferach dopingowych. Tych super wielkich, jak w przypadku Armstronga, czy tych trochę mniejszych, gdy jakiś mniej znany sportowiec wpadł na kontroli antydopingowej. Niestety ta najnowsza afera dopingowa dotyczy sportowców amatorów... Doping, jako oszustwo, zawsze będzie czymś zły. Dla mnie całkowicie niezrozumiałym... W przypadków zawodowych sportowców jest o wiele większa pokusa sięgnięcia po niedozwolone środki, bo przecież wygrywając można zdobyć wielkie pieniądze, nowe kontrakty reklamowe, być znanym i podziwianym na całym świecie. Ta pokusa jest naprawdę ogromna. I niektórzy jej ulegają. Niestety... Natomiast w przypadków amatorów tą pokusą jest, jak ktoś trafnie to ujął, plastikowy puchar ufundowany przez wójta jakieś gminy... Bo przecież w sporcie amatorskim wygrane pieniężne są (o i le w ogóle są) minimalne, że nawet czasami koszty transportu się nie zwracają. A zwycięzca zawodów amatorskich staje się bardzo popularny wśród ludzi, ale tylko tych, którzy i tak go znają. Nie podpisze nowych kontraktów reklamowych (w sumie to nawet starych nie przedłuży, bo ich nie ma), nie przybędzie mu miliona nowych fallowersów na instagramie czy tłiterze... Więc pokusa prawie żadna. A ludzie i tak jej ulegają. Bo jednak to pójście na skróty, ta "możliwość" decydowania samemu, co jest dobre, a co złe jest na tyle kusząca, że zawsze znajdą się ludzie, który temu wszystkiemu ulegną. I to jest w tym naprawdę smutne... Bo ta droga na skróty prowadzi do śmierci: umiera nasz duch, często niszczymy własne zdrowie, umiera moralność, umiera piękno sportu.
Nie warto podążać taką drogą. I całkowicie nie jest istotne, czy ktoś jest sportowcem zawodowym, czy całkowitym amatorem. Doping to zawsze zło, to grzech, to pójście na skróty, droga do śmierci. Tylko ciężka praca, pokonywanie samemu własnych ograniczeń, mozolny i systematyczny trening pozwolą na satysfakcje z osiągniętego rezultatu. A grzech i tak zawsze wyjdzie na jaw, wcześniej czy później okaże się, że ktoś był przez całe swoje życie oszustem... Dlatego nie wolno nam ulegać takiej pokusie. Cieszmy się czystym sportem, bez oszustwa, sportem, który akceptuje własne ograniczenia i cieszy się z wygranej z samym sobą. Sportem, który daje radość.
Chyba jednak sprawa dopingu nie jest tak prosta. To my kibice chcemy coraz szybszych, coraz silniejszych itd. Z badań wynika że sportowcy stosując doping są w stanie zwiększyć swoją wydolnosc/ szybkość itd o 5-7% . Reszta to pot i godziny na treningach.
OdpowiedzUsuńBył chyba gdzieś ciekawy artykuł o tym jak spadła średnia w TDF zaraz po złapaniu Amstronga . To pokazuje fajnie z jak czystym sportem mamy do czynienia.
Sprawa jest bardzo prosta, albo jesteśmy uczciwi, albo nie... Pokusy są, tak jak pisałem w artykule, dla zawodowców o wiele większe niż dla amatorów, ale to od człowieka zależy czy pójdzie ta droga na skróty czy nie... a ja osobiście jako kibic kolarstwa nie interesuje się średnia na wyścigu i chce oglądać czyste ściganie choćby było o 10km/h wolniejsze... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń