Znowu o bieganiu
Coś ostatnio częściej biegam niż jeżdżę na rowerze. Ale nie bójcie się, nie zmienię nazwy bloga, a tym bardziej nie zrezygnuję z roweru. Po prostu, decyzja o triatlonie i dotychczasowe starty uświadomiły mi, że muszę więcej poświęcić czasu na bieganie i pływanie (zwłaszcza na to drugie, bo pływać za dobrze nie potrafię). Poza tym, kiedy panuje zimowy czas, gdy za oknem mróz i szybko robi się ciemno, to o wiele łatwiej wybrać się pobiegać lub na basen niż wyjść na rower. Oczywiście istnieje trenażer (z którego regularnie korzystam) ale nigdy nie zastąpi aktywności na świeżym powietrzu. Sądzę, że większość z Was się ze mną zgodzi ;)
Na szczęście wiosna idzie (choć gdy piszę te słowa, to w radio słyszę, że wraca do nas zima. Mam nadzieję, że na krótko). Dni stają się dłuższe i natura wzywa. Na rower aż człowieka ciągnie. Jednak dzisiaj nie o kolarskich wojażach, ale o biegowych. Bo jest co opisać.
Wtorek, czyli mój dzień wolny, postanowiłem poświęcić na trening biegowy. Wybór miejsca padł na Jezioro Nyskie. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Pogoda była marcowa. A jak to w marcu bywa, było jak w garncu. Wiatr i zimno, po chwili słońce i pot lał się spod czapki z daszkiem na głowie. Samo miejsce jest niezwykle. I pisze to nie dlatego, że to moje rodzinne strony. Każdy kto kiedykolwiek był nad tym jeziorem wie, że z plaży dokładnie widać pasma gór. Przy dobrej widoczności widać nawet charakterystyczny szczyt Pradziada w Czechach. Spędzić czas przy takich widokach, to sama przyjemność.
Właśnie w tych pięknych okolicznościach przyrody, przy tak cudownie zmieniających się warunkach atmosferycznych, postanowiłem trochę pobiegać. Jak się później okazało, z tego "trochę" zrobiło się "dużo". Ale zacznijmy od początku. Oczywiście nie od takiego, jak to było w pewnym kawale, kiedy to nauczycielka historii kazała opisać Jasiowi od początku przebieg Bitwy pod Grunwaldem i on zaczął "Na początku byli Adam i Ewa". Zacznę więc od tego późniejszego początku, czyli od mojego planu. Plan był taki: 15 km. Zacząć od Skorochowa, przebiec wałami do Białej Nyski (5 km nowiutkiego asfaltu) i później jeszcze 2,5 km do Siestrzechowic (także wałami ale już po drodze szutrowej). A następnie powrót tą samą drogą. Plan zmieniłem w momencie kiedy dobiegłem do wyznaczonego punktu. Bardzo dobrze się biegło, tętno spokojne, postanowiłem więc, że zrobię sobie półmaraton. Biegłem dalej... W chwili kiedy miałem już na liczniki 11 km i trzeba było zawracać wpadłem na iście szalony plan - przebiec dookoła jezioro. No dobra, przyznam się, że ten pomysł miałem już od dawna w głowie, ale jakoś nigdy nie wychodziło... Tym razem miało być inaczej. Biegłem przed siebie. Okazało się, że do samego Otmuchowa jest zrobiona piękna szutrowa droga wałami przeciwpowodziowymi. Z Otmuchowa trzeba kawałek pobiec asfaltem, kończy się on w wiosce Wójcice. Tam wbiega się na polną drogę, która wiedzie aż do Głębinowa. A stamtąd już plażą dobiega się do Skorochowa, czyli początku trasy. W sumie wyszło 26 km biegu. Mój jak do tej pory, najdłuższy biegowy dystans.

A jak już przy polecaniu jestem, to zapraszam wszystkich do zrobienia tej trasy, jak nie na biegowo, to rowerem. Naprawdę piękna sprawa i super widoki. To tyle na dzisiaj. Dobrego dnia i zapraszam nad Jezioro Nyskie!!!
Komentarze
Prześlij komentarz