Czeskie drogi - ciąg dalszy






Jakie jest największe zmartwienie kolarza amatora we wrześniu w Polsce? Oczywiście pogoda... Nie rozpieszcza nas ostatnio. Oczywiście nie ma złej pogody na rower, ale mimo wszystko, nie ma za wielkiej radości w jeździe w deszczu i wichurze... Dlatego poza wyczekiwaniem na wolny dzień, trzeba jeszcze porządnie się modlić, by akurat wtedy nie padało. Jaka radość we mnie zapanowała, gdy budząc się we wtorek zobaczyłem, że Bóg mnie wysłuchał. Nie padało. 

Ten wtorkowy poranek był z tego powodu bardzo radosny. szybkie pakowanie się, ubranie rowerowego stroju i już można było mknąć autem w stronę gór. Ta ogólna euforia spowodowała, że nie popatrzyłem na termometr. I zamiast ubioru choćby nogawek, pojechałem w krótkich spodenkach. Okazało się to niezbyt mądrym posunięciem...

Auto zostawiłem w miejscu standardowym, czyli parkingu przy Cichej Dolinie w Pokrzywnej. Celem była przełęcz czerwonogórska w Czechach. Na początek jednak wjazd na Rejviz. I wtedy przekonałem się o mojej głupocie i braku długich spodni. Temperatura na dole nie należała do najprzyjemniejszych, a im wyżej wjeżdżałem tym bardziej chłodno się robiło. Do tego podjazd na Rejviz wiedzie w dużej części przez las, gdzie szosa była po prostu mokra. Najbardziej to przeszkadzało w trakcie zjazdu, trzeba było mocno uważać by się nie wywalić. Na szczęście miałem ze sobą kurtkę przeciwdeszczową. Dzięki niej na zjeździe do Jesenika nie zamarzłem...

Z Jesenika skierowałem się w stronę przełęczy. Ostatni raz podjeżdżałem tam dwa lata temu i w pamięci było to ciężkie doświadczenie. Rzeczywistość okazała się o wiele łagodniejsza. Jakoś tak przyjemnie się podjechało na górę. Chyba człowiek już się  z tymi górami trochę oswoił ;) i tak się na nich nie męczy. W każdym razie jest to sama przyjemność stanąć na szczycie góry, przełęczy czy innym punkcie widokowym, popatrzeć się w dół, popodziwiać widoki i mieć tą satysfakcję, że się udało. Dlatego lubię jeździć po górach. Dla widoków, spokoju i satysfakcji. Z przełęczy czerwonogórskiej zjechałem na dół do Jesenika i przez Zlate Hory wróciłem do Pokrzywnej. 

Dzień wolny udał się. Nie padało i to jest najważniejsze. Bo brak deszczu pozwolił wyrwać się w góry. Mam nadzieję, że za tydzień znowu się uda, pogoda dopisze i może w końcu wjadę na Pradziada. Cel trzeba mieć, cele trzeba realizować i przede wszystkim czerpać z tego radość.















 











Komentarze

  1. Świetna wyprawa! Niestety pogoda we wrześniu była słaba, październik niestety zapowiada się jeszcze gorzej ale miejmy nadzieję, że pojawią się jeszcze słoneczne dni żeby wyciągnąć rower i przejechać kilkadziesiąt kilometrów :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja rowniez lubie jezdzic u naszych poludniowych sasiadow. To bardzo dobra trasa. Ja zawsze zostawiam samochód od razu za granica na takim malym parkingu, przy takim malym sklepiku 😀. Moja trasa wiodla przez Rejviz do Jesenika i dalej na Czerwonogórskie Siodło. Niestety, jak sie później okazało, odważyłem się podjechać pod elektrownię wodną. Niestety, bo powrotny podjazd na Czerwonogórskie Siodło to już była męka. Przyznam się bez bicia, że z płaczem. Koniec końców szczesliwie dotarlem do samochodu.
    Bolało, ale pewnie jeszcze nie raz zrobię tę trasę. Polecam i zapraszam do towarzystwa.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty