Na maj wielu z nas czeka z
wytęsknieniem. W Kościele jest to miesiąc szczególnie poświęcony Matce Bożej.
Ludzie gromadzą się w kościołach, albo przy zwykłych przydrożnych kapliczkach,
by się za wstawiennictwem Maryi modlić. Miesiąc ten nie jest przypadkowy. Wtedy
wszystko budzi się do życia, przyroda rozkwita, choć raczej należy powiedzieć,
że wybucha swoim pięknem. W tym roku także wiele osób czekał na ten piąty już miesiąc
w roku. Ale raczej czekaliśmy na to, czy w końcu będzie można schować zimowe
kurtki i czapki. Wielu się zastanawiało czy zimowe kalesony będzie można w
końcu zamienić na zwykłe wiosenne spodnie. Druga połowa kwietnia dała się nam
mocno we znaki… A śnieg, który spadł zaraz po świętach Wielkanocny wielu po prostu
dobiło. Zwłaszcza mnie…
Długo nic nie pisałem, ale nie miało za
bardzo o czym… Bo co ciekawego w opisywaniu ściany deszczu za oknem, lub tego,
że trzeba pod koniec kwietnia odśnieżać samochód. No dobra, taki opis byłby
ciekawy. Ale taka aura za oknem spowodowała u mnie jedną z najgorszych chorób
ludzkości – lenistwo! Takie zwykłe, pospolite lenistwo. Do jakiejkolwiek
aktywności fizycznej na szczęście, udało mi się zmusić (na szczęście, bo po zakończeniu
treningu byłem bardzo szczęśliwy), tak na działalność pisarską (o ile te moje
wypociny można tak nazwać) już sił nie starczyło (chyba dotarłem do granic
swojej motywacji). Na szczęście przyszedł maj!
Bo maj wiąże się także z majówką. Kilka
dni wytchnienia. I w końcu trochę wolnego. U mnie wiązało się to z możliwością
dłuższego kolarskiego wyjazdu. Modliłem się tylko o pogodę. I zostałem
wysłuchany. Nie padało, nie było śniegu, słońce świeciło. Fakt, że wiało jak w
kieleckim na dworcu, ale nie ma co Pana Boga tak na jeden raz za bardzo wykorzystywać.
I gdy przyszedł miesiąc maj, nie było co w domu siedzieć. Wybrałem się na Górę
św. Anny. Jak się okazało na ten sam pomysł, wpadło jeszcze przynajmniej kilkudziesięciu
innych kolarzy, nie mówiąc już o tłumie przyjezdnych samochodami. Mimo tłoku i
tak było pięknie. W końcu dłużej na rowerze, w końcu w krótkich spodenkach, w
końcu bez parasolki (a na rowerze z parasolką się dość ciężko jeździ). Oby ten
początek maja był zapowiedzią pięknego miesiąca, kiedy to będzie można się w
pełni oddać kolarskiej pasji. Do zobaczenia na trasie!!!
PS W sobotę biorę udział w klasyku annogórskim.
Mam nadzieję, że z niektórymi z Was spotkamy się tam ;)
PS 2. Zdjęcia zrobione w czasie ostatnich rowerowych jak i biegowych wypadów
Oby tylko ten maj nie był tak "piękny" jak kwiecień, początek raczej jesienno zimowy .
OdpowiedzUsuńDawno już nie widziałem modlących się wiernych przy kapliczkach w maju, zdarza się jeszcze że w tym miesiącu kapliczki trochę bardziej zadbane ...szkoda bo to piękna tradycja .