Wyścig, którego nie było
Plany na dzisiaj były zupełnie inne.
Oczywiście, wpis na bloga był planowany, ale zupełnie o czymś innym. Bo dzisiaj
miałem być we Wrocławiu na Bike Challenge. Na ten wyścig zapisałem się już
jakiś czas temu. I się do niego solidnie przygotowywałem. Miałem wystartować na
dystansie 120 km, trochę się pościgać i zadowolony wrócić do domu. Taki był
plan. Jednak wszystko zmieniło się w piątek. Po powrocie z Zakopanego dostałem
informację, że zawody zostały odwołane. Na dwa dni przed startem… Powód – brak możliwości
zabezpieczenia trasy. Wiadomo bezpieczeństwo najważniejsze, ale wkurzenie i tak
się pojawiło. I w sumie nie ma czemu dziwić. U mnie to i tak było jeszcze
spokojnie, ale ludzie, którzy specjalnie brali sobie wolne, rezerwowali hotele,
żeby przyjechać na zawody… Trudna sytuacja, dla zawiedzionych niedoszłych
zawodników, ale także dla organizatorów, którzy musieli podjąć taką decyzję…
Ja swoje rozczarowanie odreagowałem już
w piątkowy wieczór, robiąc kolarską rundę po okolicy. No i w głowie pojawiła
się wtedy myśl. Jak nie ma wyścigu we Wrocławiu, to sam sobie zrobię własny
wyścig. I tak narodził się pomysł na „Wyścig, którego nie było”. I w ten
niedzielny wieczór, zamiast opisywać swoje wyścigowe doświadczenia, napiszę coś
o dzisiejszym rowerowym dniu.
Plan na dzisiaj był prosty – przejechać dużo
kilometrów. Ale żeby nie było aż tak łatwo, to te kilometry miały być wykręcone
w górach. Trasa wiodła z Nysy do Czech: Vidnavy i Javornika, gdzie przez Przełęcz
lądecką powróciłem do Polski. Później udałem się w kierunku Czarnej Góry skąd
pomknąłem do Bystrzycy Kłodzkiej. Następnie przez Kłodzko wróciłem do domu.
Trasa prosta, choć dała trochę w kość. Wyszło ponad 150 km, z tego ponad 1800
metrów przewyższenia.
„Wyścig, którego nie było” okazał się
strzałem w dziesiątkę. W końcu nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Żal startu w zawodach (zwłaszcza, że rzadko mogę to robić, bo są one przeważnie
w niedzielę, kiedy mam najwięcej zajęć), ale zamiast rozpaczać trzeba szukać
pozytywów. Dzięki temu miałem wolny dzień i mogłem pośmigać po górach. I w
sumie można to zastosować do wszelkich dziedzin naszego życia. Zamiast marnować
siły i czas na narzekanie (nawet i to słuszne) można poszukać w tych wszystkich
sytuacjach czegoś pozytywnego, wykorzystać to i zrobić coś fajnego. Pozdrawiam
i dobrego wieczoru
PS wrzucam kilka zdjęć z dzisiaj, a
niedługo pojawi się wpis ze zdjęciami z Zakopanego, a wyszły niesamowite
Też miałam się pojawić.. specjalnie wolne wzięłam. Trochę szkoda bo to już drugi wyścig w tym roku, który się nie odbywa a w którym chciałam startować no ale cóż, widocznie tak musiało być..
OdpowiedzUsuń