Polskie drogi –Trzebnickie Wzgórza
Ostatnie dwa
poniedziałki nie sprzyjały rowerowym wojażom. Aura nie rozpieszczała, a może
raczej była to tylko wymówka, by za bardzo na rowerze nie zmoknąć… Dzisiaj
postanowiłem, że żadnych wymówek nie będzie. Nawet, jakby miała przyjść tropikalna
ulewa.
Uzyskawszy potrzebną
motywację i inspirację, postanowiłem odkryć jakieś nowe miejsce. Wybór padł na Wzgórza
Trzebnickie – Kocie Góry (ciekawe skąd ta nazwa? Wszak, dzisiaj po drodze
widziałem trzy koty, ale także ze dwadzieścia psów, z czego z trzema nawet
miałem trening sprintu ). Wczorajszy wieczór spędziłem nad mapami, aby
nakreślić jakąś trasę. Z pomocą przyszedł styczniowy numer magazynu „Szosa”, w
którym była opisana kolarska runda, właśnie po okolicach Trzebnicy. Dlatego, po
dogłębnej analizie dostępnego materiału, wytyczyłem szlak na dzisiejszy wyjazd.
I pełen pozytywnego nastawienia położyłem się spać, prosząc Pana Boga o dobrą
pogodę. Gdy rano wstałem, okazało się, że jest zimno i zanosi się na deszcz.
Widocznie Bóg uznał, że taka pogoda będzie dla mnie dzisiaj najlepszym
rozwiązaniem.
Gdy wyjeżdżałem z Kluczborka,
lekko kropiło. Im dłużej jechałem, tym deszcz zacinał coraz mocniej. Ale
pojawiła się też iskierka nadziei. Horyzont zaczynał się przejaśniać. Gdy
dojechałem do Trzebnicy, było całkiem sucho, nie było wiatry, za to temperatura
wynosiła tylko dwa stopnie na plusie. Po szybkim przebraniu się i złożeniu
roweru, ruszyłem w drogę. I po prostu się zakochałem.
Wzgórza dookoła
Trzebnicy są kolarskim rajem. Piękne podjazdy i szybkie zjazdy. I tak bez
przerwy. Praktycznie nie było płaskich odcinków. Gdy się zjedzie z głównych
dróg, odkrywa się niesamowity świat, pełen wąskich dróg ciągnących się przez
coraz to nowe wzgórza. Podjazdy, które mają nawet po 8% nachylenia, nie są
strasznie długie. Ale, gdy pokonuje się je raz za razem, nogi zaczynają dawać
się we znaki. Zwłaszcza, gdy chcemy je przejechać na twardych przełożeniach. O
bólu, który odczuwamy na podjazdach, szybko jednak zapominamy. Bo zjazdy
sprawiają taką frajdę, że o niczym innym się już nie myśli. Starałem się podążać
wyznaczoną trasą, ale nie obyło się bez pomyłek. Kilka razy zabłądziłem, ale zrobić
to w takim miejscu, to żadna tragedia. Wręcz przeciwnie – sama radość. I jak tu
nie pokochać tego miejsca?
Dzisiejszą wyprawę
zakończyłem (niestety) po 70 km. Stało się to z powodu palców u nóg, które mi
zamarzły… Dodatkowa para skarpet by się przydała, następnym razem na pewno
zabiorę ją ze sobą.
Kocie Góry to bardzo piękne
miejsce, na pewno jeszcze nie raz się tam pojawię. Zachęcam również Was, drodzy
czytelnicy, do odkrycia tego zakątku Polski. Bo mamy naprawdę wspaniałe i piękne
miejsca, które czekają na odkrycie.
PS Logo, które pojawiło się na samej górze, to dzieło mojej siostry Ani. Ma dziewczyna talent ;) Mam
nadzieję, że Wam się podoba, bo mnie bardzo J
Drodzy, mam takie dylematy... katolik, ale jednak europejczyk.
OdpowiedzUsuńCo myśleć o stanowisku rządu - jak to się ma do nauczania kościoła?