Święta, święta i po świętach…


Święta niewątpliwie się skończyły. Tak na pewno uważa większość z nas… Choć w Kościele trwamy ciągle w oktawie Uroczystości Bożego Narodzenia (osiem kolejnych dni po uroczystości obchodzimy tak samo jak tą uroczystość), dla większości z ludzi święta kończą się po 26 grudnia. No w tym roku było to dłużej bo 27 była niedziela. Ale już dzisiaj nastąpił powrót do szarej rzeczywistości…

Jak ja przeżyłem święta? Po prostu przeżyłem, dosłownie. A największe marzenie w czasie ich trwania, to najnormalniej móc się w końcu wyspać… Wiem, że to takie przyziemne, ale właśnie na to czekałem w ciągu całego świątecznego dnia… (dało się we znaki wielogodzinne spowiadanie, dwie pasterki w ciągu nocy i kilka godzin snu). No może jeszcze, żeby wyjść na rower. I to marzenie udało się spełnić, ale dopiero w niedzielę. Przyjemne kręcenie z Maćkiem pozwoliło trochę odreagować świąteczne siedzenie w zamkniętych pomieszczeniach. Dzisiaj miałem do południa wolne, więc także skorzystałem z okazji i wyskoczyłem na rower. Trochę wiało, ale udało się wykręcić 90 km w dość fajnym tempie. I te dzisiejsze, prawie 3 godziny spędzone na rowerze pozwoliły mi trochę pomyśleć. Dlatego ten wpis. Taki owoc dzisiejszej rowerowej jazdy. I  z góry przepraszam, że nie będzie już nic o rowerach, ale czasami taki trzeba…

Mimo wielkiego nawału zajęć w czasie świąt, znalazłem chwilę na prywatną modlitwę w kościele. Między Mszami klękałem sobie w ławce. I im dłużej klęczałem, tym bardziej się zastanawiałem. Myślałem o tym, jak przeżywamy tą wielką Uroczystość Bożego Narodzenia. Ja osobiście podchodzę do tego, jak do wielkiej tajemnicy, która tak naprawdę wykracza poza granice naszego ludzkiego poznania, naszego rozumienia. Jako coś tak niesamowitego, że nikt z ludzi sam by tego nie był w stanie wymyślić. Bo jak to Bóg mógł stać się człowiekiem? I to na dodatek tylko w tym celu, żeby za ludzi umrzeć… Jest nad czym rozmyślać… I gdy właśnie nad tym myślałem, patrzyłem się także na otaczających mnie ludzi. Czy oni też tak podchodzą do Bożego Narodzenia? Czy potrafią się nad tą wielka tajemnicą zastanowić? Tak obserwowałem całą otaczająca mnie rzeczywistość i coraz bardziej czułem się przerażony… I wiem, że to, co teraz napiszę większości się nie spodoba, może niektórzy się na mnie obrażą, albo wyklną. Ale przeraża mnie to, że my tajemnice Bożego Narodzenia sprowadziliśmy do kiczowatej szopki, miliona światełek powieszanych na choinkach i karpia na wigilijnym stole… Zamiast rozważać tajemnicę, że Słowo stało się Ciałem, my wolimy cyknąć sobie fotkę przy żłóbku. Zamiast się pomodlić, wolimy wrzucić 2 zł do puszki z aniołkiem, który zaczyna wygrywać pseudo religijne utwory… Po prostu jedna wielka masakra… Dlatego nie lubię świąt. Znaczy się, że kocham Uroczystość Bożego Narodzenia, ale nie lubię tej całej otoczki, którą jej towarzyszy. Bo chyba dzisiaj dla większości ludzi święta to tylko i wyłącznie tradycja, ale bez duszy… I to jest smutne… Bo święta się skończyły, obżarliśmy się do granic możliwości, niektórzy wypili tyle wódki, że lepiej nie mówić. Byliśmy na pasterce, pośpiewaliśmy kolędy, odwiedziliśmy znajomych i rodzinę. Ale jak dzisiaj wróciliśmy do pracy, to dalej jesteśmy dla siebie wilkami, dalej kopiemy pod sobą dołki. I tak naprawdę, to ta Boża Dziecina to nas mało obchodzi… (zresztą tak było już w Betlejem od samego początku, więc nie ma co się dziwić). „Słowo przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli…”

Takie to te moje dzisiejsze rowerowe przemyślenia… Ale, żeby nie było, że taki ze mnie pesymista, że wszystko takie w czarnych kolorach, to dodam, że Bóg i tak do nas przychodzi. Może często Go nie zauważamy, ale On jest i czeka…


Jak te swoje myśli wylałem na papier (choć raczej na ekran komputera) od razu mi się lżej zrobiło. Świąteczne kalorie spaliłem na rowerze, przemyślenia uzewnętrzniłem, więc teraz tylko patrzeć przed siebie. I żyć dalej, byle z  Bogiem…

Komentarze

  1. Może i Święta są nieco kiczowate, osnute wokół prezentów i karpia (dlatego wolę Wielkanoc i Triduum Paschalne), ale dla mnie te Święta były niezwykłe, chociaż żłóbkowe selfie też się pojawiło ;) Wigilię rozpoczęłam od rorat, potem pojawiła się wizyta w szpitalu. Wspaniały czas. A dzis, dzięki księdzu, oddałam w końcu swojego Kellysa do przeglądu,, po czterech latach od kupna ;) Także tego, do zobaczenia na trasie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I oto właśnie chodzi, bo i karp i prezenty są ważne, ale żeby nigdy nie był najważniejsze. Wielu pięknych kilometrów na rowerze życzę :) i do zobaczenia!

      Usuń
  2. A ja właśnie uwielbiam Boże Narodzenie oczywiście z całą tą otoczką, karpie , światełka i te sprawy. Oczywiście ma ksiądz racje. Pozdrawiam serdecznie i proszę o więcej bardzo mądrych i pouczających przemyśleń ��
    Asia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty