Spokój...




Zacznę dzisiaj trochę inaczej, bo od pytania. Czy dzisiejszy dzień przeżyłeś spokojnie? A może jednak nie takie pytanie, może ono powinno brzmieć, czy po dzisiejszym dniu odczuwasz spokój? O i oto własnie mi chodziło! Czy po dzisiejszym dniu odczuwasz spokój? Czy gdy będziesz się kład spać powiesz sobie, tak jestem spokojny, niczego się nie boję, niczego się nie lękam... Czemu właśnie o tym dzisiaj piszę? Ponieważ ja bardzo często odczuwam niepokój, bo zbyt często zamartwiam się różnymi sprawami... Ale dzisiaj zdałem sobie sprawę, że to wszystko, co nas tak często przytłacza, że te wszystkie troski, zmartwienia i lęki są nic nie warte... Ale od początku...

Ten czwartek planowałem już od kilku dni. Rano Msza, później szkoła do 15, no i wolne popołudnie. A jak wolne to trzeba jakoś wykorzystać ten czas. Oczywiście, jak już się pewnie domyślacie, wybrałem rower! A jakżeby inaczej mogło być! Oprócz tego ten pierwszy dzień października przyniósł wymarzoną rowerową pogodę. Aż się prosiło, żeby wskoczyć na rower i gdzieś pomknąć. Celu dzisiejszej jazdy nie miałem, chciałem tylko wykręcić dużo kilometrów i w ten sposób przywitać ten nowy miesiąc (poprzedni zakończyłem z mega wynikiem wykręcenia 1653 km!!!). I pojechałem. Pięknie było, słoneczko świeciło, lekko wiało. I tak udało się przejechać 95 kilometrów (ktoś mógłby powiedzieć, że trzeba było dokręcić do stu, ale niestety jesienna piękna pogoda ma to do siebie, że bardzo szybko z pięknej i ciepłej pogody robi się piękna ale zimna pogoda, a ja wybrałem dzisiaj strój na pierwszą opcję, nie myśląc, co mi się dość często zdarza, o drugiej...). Ale ważne jest to co w czasie jazdy się stało. A stało się to, że po prostu odkryłem spokój... Tak zwyczajnie, nie specjalnie, tak wyszło! Spokój... Mimo, że we mnie dzisiaj go za wiele nie było, ten odkryty spokój i mnie sobą napełnił. A z czego ten spokój wynikał? A otóż z otaczającego nas świata. Wystarczyło, że wyjechałem z miasta, że porzuciłem zbyt mocno uczęszczane przez samochody szosy i się zachwyciłem... Jest po żniwach, pola zaorane i już wiadomo, że nic więcej nie można zrobić. Że teraz to tylko czekać, żeby ziemia odpoczęła. Nie ma co się śpieszyć. Trzeba być spokojnym... i to było czuć. Wszystko o tym mówiło, i krowy leniwie pasące się na łące, i słońce powoli zachodzące za horyzont, i ta zaorana ziemia, i ten drapieżny ptak, który zamiast chciwie wypatrywać kolejnej ofiary usiadł sobie przy drodze i obserwował... To wszystko i mnie się udzieliło. Wróciłem spokojny, przekonany, że nie ma co się za dużo martwić, bo i tak na pewne rzeczy nie mamy wpływu... Warto było dzisiaj wsiąść na rower, żeby takie oczywiste oczywistości dotarły do tej mojej mózgownicy. Oby w niej zostały jak najdłużej...

PS Trochę poleciałem w chmury z tymi moimi przemyśleniami, ale tak czasami mam. Żeby jednak zakończyć bardziej przyziemną sprawą, pochwalę się Wam, że dzisiaj dostałem paczkę. Dużą paczkę, na którą czekałem. I ją już rozpakowałem i nawet tą rzecz, która w niej się znajdowała użyłem... Jak myślicie, co to jest? Czekam w komentarzach na propozycję! 






Komentarze

  1. ...dokładnie to samo mam, wsiadając na rower ;)... w uszach tylko szum wiatru, śpiew ptaków, a przed oczami piękno zmieniających się pór roku :)..... błogi spokój :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty