Nyska runda



No i w końcu przyszedł. Długo oczekiwany, wytęskniony dzień wolny... Chyba znamy to uczucie wyczekiwania na tą zasłużoną chwilę wytchnienia po tygodniu ciężkiej pracy. Ja na ten mój wolny dzień musiałem czekać aż dwa tygodnie... Ale w końcu nadszedł. Dzień (a w sumie to nawet dwa, bo od poniedziałkowego poranku do wtorkowego popołudnia), który mogę przeżyć tak jak mi się żywnie podoba. I tak to już w naszym życiu jest, że jak przychodzi ten upragniony moment odpoczynku, to w głowie pojawia się pustka. Jak ten dzień przeżyć? Jeszcze kilka tygodni temu nie miałem problemu z odpowiedzią na te wątpliwości. Niestety teraz największą niewiadomą jest po prostu pogoda, albo raczej jej brak... I tak w niedzielny wieczór nie miałem żadnych planów na poniedziałek. co więcej nawet poranek tego mojego wolnego dnia nie przyniósł konkretów. Wystarczyła jednak chwila, jeden moment, przebłysk i już wraz z rowerem byłem zapakowany w moim samochodzie. Kolejna chwila i byłem w Nysie. Jeszcze jedna i już siedziałem na rowerze. Bez większych planów, konkretnych celów. Po prostu mknąłem przed siebie. Pogoda prawie, że idealna. Nie za zimno (jak na ostatnie dni), bezwietrznie, ale także bez słońca. I właśnie w takich warunkach rozpocząłem dwudniowa rowerową przygodę, którą określiłem jako nyską rundę. Każdemu polecam moje rodzinne strony. Piękne tereny, dużo zabytków, miejsc do odpoczynku. Ale przede wszystkim raj dla rowerzystów. Niestety, nie pod względem rowerowej infrastruktury (ciągle czekam, aż to się zmieni), ale ukształtowania terenu. Co chwilę jakiś fajny podjaździk, malutka hopka, po której następuje zabójczy zjazd... I tak w kółko... Normalnie na takich trasach nie ma mowy o jakieś nudzie, ciągle coś się dzieje. Własnie to w tym wszystkim jest najlepsze. Dlatego z serca każdemu polecam nyską rundę. Bo obojętnie, w którą stronę z Nysy się wybierzemy, to i tak spotka nas sama rowerowa frajda. Fakt, nie będzie lekko, ale przecież o to chodzi, by trochę się namęczyć, a wtedy radość jest jeszcze większa... 

Jednym słowem: ZAPRASZAM DO NYSY (no dobra wyszły trzy, ale za to całkowicie szczere)

Moja nyska runda dała mi sporo frajdy. Oderwania się od szarej rzeczywistości, nabrania dystansu do pewnych spraw. Bo czasami trzeba wsiąść na rower i jechać przed siebie... Bo to droga jest celem... Po prostu oby coraz więcej takich wolnych dni... 

PS Jesień jest piękna...

















Komentarze

Popularne posty