Tower Triathlon



Aż człowieka radość bierze, gdy przychodzi opisać zawody triatlonowe. Za dużego doświadczenia w tej dziedzinie sportu nie mam (wszak to dopiero drugie zawody w mojej krótkiej karierze), ale coraz bardziej mi się to podoba. Dla niewtajemniczonych, triatlon to chyba obecnie jedna z najbardziej rozwijających się dyscyplin sportowych w Polsce. W jej skład wchodzą trzy konkurencje: pływanie, jazda na rowerze i bieganie. W takiej też kolejności się je wykonuje. Zmienia się tylko dystans na poszczególnych zawodach. Najbardziej znany i spektakularny jest oczywiście dystans nazywany Iron Man, czyli 3800 m pływania, 180 km na rowerze i 42 km biegu. Dla większości z nas to kosmos, a jednak ludzie nie tylko kończą takie zawody, ale się jeszcze na nich ścigają. Oczywiście moje sobotnie zawody to był tzw. dystans sprinterski, czyli 750 m pływania, 20 km na rowerze i 5 km biegu. To już brzmi bardziej po ludzku ;) W każdym razie, triatlon pociąga mnie coraz bardziej. Dlaczego? Może chodzi o pokonywanie własnych barier, ograniczeń? Do końca nie wiem... Ale jest w tej dyscyplinie coś takiego, że człowiek chce coraz więcej... Każdy kto stanął na starcie, przebiegł linię mety wie, o czym teraz piszę...

Wracając do sobotnich zawodów, odbyły się one w Bolesławcu, który leży pomiędzy Byczyną a Wieruszowem. Teren, które dobrze znam, w końcu przez trzy lata bycia wikarym w Kluczborku, zdążyłem poznać wszystkie okoliczne drogi. I to właśnie dzięki Kluczborkowi znalazłem się na tych zawodach, a właściwie dzięki Kluczborskiej Grupie Biegowej. To dzięki tej grupie w ogóle triatlonem się zainteresowałem, a teraz przypomnieli mi o tych zawodach. Same zawody odbyły się już po raz trzeci. I jak zapewniają uczestnicy wszystkich dotychczasowych edycji, z roku na rok impreza się rozwija. Należą się za to wielkie brawa! Zwłaszcza, że za tym wszystkim stoi jeden człowiek, który wraz z najbliższymi potrafi zorganizować zawody triatlonowe. Oczywiście, nie jest to impreza profesjonalna, z super zapleczem i rzeszą wolontariuszy. Ale i tak super tam być, poczuć domową atmosferę i przede wszystkim dobrze się bawić w czasie ścigania. Chyba właśnie o to w tym całym amatorskim sporcie chodzi - by radość była :)

Przebieg zawodów jest w gruncie rzeczy zawsze ten sam. Pływanie, strefa zmian (trzeba zdjąć piankę, włożyć buty rowerowe), trasa rowerowe, strefa zmian (przebranie butów do biegania), trasa biegowa i meta. Dla mnie zawsze najgorsze jest pływanie. Dlaczego? Bo za bardzo pływać nie umiem :) Dlatego później muszę cisnąć na rowerze! Trzeba wszystkich gonić. Choć muszę przyznać, że to sobotnie pływanie i tak wyszło super (oczywiście jak na mnie). Później był czas na rower. I tutaj udało mi się rozwinąć skrzydła. Średnia powyżej 38 km/h bardzo cieszy. Natomiast trochę zawiodłem na biegu. Pobiegłem zbyt zachowawczo, na mecie zorientowałem się, że był jeszcze zapas sił (ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - jest z czego wyciągnąć wnioski). Zawody oceniam bardzo pozytywnie, można było sprawdzić formę, pobawić się ściganiem i spotkać wielu znajomych, których nie widziałem już od prawie roku... Cieszy też fakt, że triatlon mocno się rozwija. I to właśnie dzięki takim małym imprezom, gdzie każdy może spróbować swoich sił, zobaczyć z czym to się je i dzięki temu pokochać ten sport (Kluczbork, a kiedy triatlon będzie u Was? Bo już nie mogę się doczekać). Jeszcze raz wielkie brawa dla wszystkich startujących i organizatorów. I do zobaczenia za rok w Bolesławcu!

PS zdjęcia pochodzą z FB Kluczborskiej Grupy Biegowej fot. Agata Kaczor












Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty