Kolarskie skarpety rządzą – czyli o wyjeździe do Chorwacji



Niektórzy nie potrafią docenić ważnej roli skarpet w kolarstwie. Pewnie większość z Was nie widzi w tym nic istotnego. Ale jest jednak inaczej. W każdym razie dla mnie. Dobre skarpety to bardzo ważna rzecz. A jeśli do tego są ciekawe, kolorowe, to już w ogóle super sprawa. Dlaczego o tym piszę? Przecież miało być o zagranicznej wojaży rowerowej a nie o jakiś tam skarpetach. Otóż moja kolarska przygoda w Chorwacji właśnie od skarpet się zaczęła! Zacznijmy jednak od początku.

Pomysł na zagraniczny wyjazd kiełkował w mojej głowie od dobrych kilkunastu miesięcy. Szczerze zazdrościłem tym wszystkim, którzy w czasie naszej polskiej zimy, mogą porzucić wszystko i wyjechać choćby na kilka dni do jakiegoś ciepłego kraju by tam móc porządnie potrenować. Sam tak chciałem. Taki małe marzenie (a może i dość duże…). Wiedziałem, że ogranicza mnie czas ferii zimowych, kolędy, która w tym okresie zarządza całym wolnym czasem. Jednak chcieć to móc. I gdy podczas pewnego śniadania, mój Ksiądz Proboszcz zaproponował, że mogę pojechać na całe ferie gdzieś na rower, zacząłem planować. W tych planach nie pozostałem osamotniony. Szybko zgadałem się z Maćkiem, kolegą z Kluczborka, że i on miałby w czasie ferii zimowych wolne i chciałby na taki wyjazd pojechać. I tak od słowa do słowa, po Bożym Narodzeniu mieliśmy już zarezerwowaną miejscówkę w chorwackiej Opatiji (wybór był totalnie przypadkowy, ale okazał się strzałem w dziesiątkę). Styczeń szybko minął, połowa lutego też. I tak 14 lutego wieczorem ruszyliśmy do Chorwacji.

Na miejsce dotarliśmy rano. I od razu poszliśmy się wyspać, by po południu móc odbyć pierwszą przejażdżkę. I wtedy też zaczął się temat, który naznaczył cały nasz wyjazd – skarpety kolarskie. Ja jestem ich zagorzałym zwolennikiem. Po prostu je uwielbiam. Nie tylko pod względem niesamowitej wygody (a takimi w moim odczuciu są) ale też z powody estetyki. Natomiast Maciek kompletnie tego nie rozumie. Jeździł w skarpetach do biegania. Normalnie jakaś profanacja ;) I tak zaczęła się nasza wielodniowa dyskusja skarpetkowa. Po prostu zderzyły się dwie filozofie skarpetkowe. Zażarta rozmowa, wiele argumentów ale i tak nie udało mi się Macieja do kolarskich skarpet przekonać… A tak przy okazji wielkiej dyskusji, udało się tez trochę na rowerze pojeździć :)

Tak teraz mówiąc serio, skarpety ważna sprawa, ale wyjazd ważniejszy. Bo to było coś wspaniałego. Jak już pisałem wyżej, miejsce na wyjazd wybraliśmy, całkowicie przypadkiem. Ale w końcu przypadek do Boża logika, więc było naprawdę niesamowicie. Przede wszystkim to, że byliśmy nad samym morzem, do którego przylegały stoki gór, mających ponad tysiąc metrów wysokości. A o to nam od samego początku chodziło. Żeby było co podjeżdżać. I rzeczywiście było. Przez siedem dni zrobiłem ponad 10 tys. metrów przewyższenia, kilka naprawdę długich i wymagających podjazdów. A to wszystko przy wprost cudownych okolicznościach przyrody. Po jak inaczej określić to, że człowiek wjeżdża po górę i ciągle widzi przy tym morze? Albo, że temperatura utrzymuje się ciągle w okolicy 10 stopni, a przez kilka dni była nawet wyższa o 5 czy nawet 6 stopni? Lub jak człowiek jedzie wzdłuż morskiego wybrzeża po wijących się niczym wąż drogach wbitych w skalne urwiska, by za kilka kilometrów znaleźć się w całkowicie górskiej krainie? Trudno to wszystko opisywać. Bo chyba nie jest się w stanie oddać tego wszystkiego, co człowiek w tym czasie zakosztował. Gdy jechałem te wszystkie kilometry, to szczerze mówiąc kompletnie nie zwracałem uwagę na licznik rowerowy. Moje oczy były skupione na tych przepięknych widokach. Po prostu chłonąłem je całym sobą. Jakbym ładował akumulatory na kolejne dni, tygodnie czy miesiące… Nawet te wszystkie, często bardzo ciężkie podjazdy, były naszpikowane takim ładunkiem piękna, że pokonywało się je z wielka przyjemnością. Pozwólcie, że nie będę już więcej o tym pisał. Niech zdjęcia dopowiedzą resztę…


Wyjazd do Chorwacji był spełnianie mojego marzenia. I takim znakiem, że jak coś się bardzo chce, to naprawdę można to zrealizować. Nie bójmy się marzyć. Nie bójmy się te marzenia spełniać! O tym wyjeździe mógłbym pisać naprawdę bardzo wiele. Ale nie chcę Was zamęczać. Niech to niedopowiedzenie będzie zachętą dla Was, by samemu wyruszyć w drogę i tego wszystkiego zakosztować. Naprawdę warto!

PS Dzisiaj dużo zdjęć - ale to i tak niewielka część wszystkich, które zrobiłem, zapraszam do oglądania!


































































 















Komentarze

  1. Jak to sam kiedyś powiedziałeś pogoda na rower jest zawsze... ale można ją sprawdzić.. tak pro forma.. http://www.goodtocycle.com/#/

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdjęcia naprawdę przepiekne:-) sama byłam w Chorwacji 5 razy i za każdym razem inaczej przeżywałam każdy mój pobyt tam. Najbardziej podobają mi się tamtejsze góry, ale morze też, choć nie jestem zwolenniczką pływania, to jednak samo wpatrywanie się w wodę cieszyło oko. Zdecydowanie wolę góry;-)))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty