Kask
Bohater dzisiejszego wpisu jest dość
niepozorny. Często nawet niezauważalny, bo staje się czymś tak oczywistym, że można
zapomnieć, że się go ma na głowie i po co on tam jest. Chodzi oczywiście o
rowerowy kask. Odkąd zacząłem aktywnie jeździć na rowerze, stał się
nieodłącznym towarzyszem wszystkich kolarskich przygód. I właśnie przez to, że ciągle ze mną jest, zapomniałem jak jest dla mnie ważny i drogi. Dzisiaj chciałbym to
nadrobić!
Na początku wspomnę, że swój obecny kask
kupiłem dość drogo. Fakt, że był na promocji 50% taniej, ale i tak ten zakup
odczułem. I z tego powodu niejednokrotnie spotkałem się z komentarzami na FB,
że taki drogi kask itp. Czyli zwykły hejt w czystej postaci... Nigdy na to nie odpowiadałem… Bo po co. Wychodziłem z
założenia, że przecież tu chodzi o moje zdrowie. Na zdrowiu mam oszczędzać? A
że komuś to przeszkadza? Jakoś to przeboleję.
Noszenia kasku w czasie jazdy było dla
mnie (i ciągle jest) czymś naturalnym. Przyznaje się, że w czasie wycieczek
rekreacyjnych go nie zakładałem (choć po wczorajszym dniu zmieniam na to
pogląd, ale o tym za chwilę). Natomiast do tych wszystkich kolarskich treningów,
górskich wycieczek itp. to już zawsze. Taki odruch. No i zapominam jakie jest
to istotne. Wczoraj jednak boleśnie sobie o tym przypomniałem…
Sobotnia pogoda wprost zachęcała do
wyjścia na szosę. Temperatura w okolicach -1 stopnia, trochę wiało, ale za to
słońce przecudnie świeciło. Na niebie nie było ani jednej chmurki. Droga jak
się okazała prawie w całości czarna. Prawie... Gdy wraz z kolegą Wojtkiem, z
którym w tym dniu jeździłem, skręciliśmy w drogę, która chyba nie była ujęta w
żadnym harmonogramie odśnieżania, zrobiło się niewesoło… W każdym razie dla
mnie. Szukając w miarę nieoblodzonego kawałka jezdni, najechałem na lód. Poszło
szybko. Przednie koło uciekło, straciłem równowagę i gleba gotowa. Tylko, że
tak mnie jakoś wywróciło, że trzasnąłem głową o ten lód… Na szczęście miałem na
głowie ten swój kask, o którym tylu pisało, że taki drogi… Nic mi się nie stało
(poza kilkoma siniakami i otarciami). Wyżej napisałem, że te wszystkie
uszczypliwe komentarze jakoś przeboleję. Teraz mogę dodać, że przeboleję
dzięki, temu drogiemu kaskowi na głowie… Co by się mogło stać gdybym na głowie
nie miał kasku, lub gdyby był wykonany z gorszego materiały, wolę nawet nie
myśleć…
Jedyna rzecz, która na rowerze chroni
kolarza to kask. Nie oszczędzajmy na bezpieczeństwie. I jeździmy w kaskach na głowie.
To żaden obciach, a za to zdrowie i życie może uratować.
Tak, rola kasku na rowerze jest doceniania w chwili wszelakich OTB na rowerach. Neiwazne czy jedzie sie szosą czy MTB ale najwazniejsze ze w obu przypadkach pomoglismy sobie
OdpowiedzUsuńJa miałem kilkakrotnie, najgrozniejsze było w listopadzie zeszłego roku, kiedy solidnie wyrąbałem sie na torach - wtedy kask uratował prawą część głowy. straty były ale najwazniejsze ze jakoś poskładałem się i choć nazajutrz było ciężko, to wstałem i mogłem pójśc do pracy.
pozdrower, bobiko