I co teraz?


I co teraz? To pytanie ostatnio dość mocno do mnie wracało. Co teraz? Sezon zmierza powoli ku końcowi. Na samym początku roku założyłem sobie kilka rzeczy. Powoli w kalendarzu odhaczałem poszczególne punkty. Aż w końcu doszedłem do miejsca, że nie ma już co odhaczyć… Takim ostatnim punktem był oczywiście triathlon w Bełchatowie, o którym pisałem ostatnio. Jednak czas przeprowadzki do Opola, poznawanie nowej parafii, nowej szkoły, wchodzenie w obowiązki nie pozwoliły na głębsze zastanowienie się nad tym kończącym się sezonem… Dopiero ostatnie dni przyniosły pewne ustabilizowanie. I tak właśnie ostatnio w czasie jazdy na rowerze, kiedy to poznawałem dla mnie nowe  drogi dookoła Opola, dotarła do mnie świadomość, że te wszystkie cele już są za mną…

Ten rok było dość mocno podporządkowany treningom, robionym pod konkretne zawody. Często trzeba było się do nich mocno motywować. Gdy tych celów zabrakło mogłoby też zabraknąć motywacji. Po co iść na rower, po co się tak męczysz? W końcu sezon się kończy, startów już żadnych nie masz. Odpocznij sobie. A tymczasem doszedłem do całkowicie odmiennych wniosków. Gdy ostatnio, w dość brzydkiej pogodzie, siedziałem na rowerze i jechałem po prostu przed siebie, bez jakiegokolwiek celu, pomyślałem, że o to przecież w tym właściwie chodzi. Ja po prostu kocham kolarstwo. Uwielbiam jeździć na rowerze. Przy regularnym treningu można o tym czasami zapomnieć. Dlatego tym bardziej cieszę się, że na nowo sobie o tym przypomniałem. Teraz kiedy nic już nie muszę, kiedy nie goni mnie żaden termin zawodów, mogę jechać na rowerze przed siebie, dla samej drogi. Poczuć to niesamowite uczucie wolności, które towarzyszy w czasie jazdy… Móc zachwycać się zachodzącym słońcem (lub wschodzącym), sycić wzrok nowymi krajobrazami. Jednym słowem kochać jazdę na rowerze.

To nie jest tak, że wcześniej tej miłości nie było. Zawsze mi na rowerze towarzyszy. Jednak starty w zawodach (które uwielbiam) są kolarzowi również potrzebne. Mobilizują człowieka. Ale nie stanowią celu samego w sobie. Są tylko etapami realizacji rowerowej pasji. Gdyby były celem, to teraz, zamiast wsiąść na rower po całym dniu w szkole, leżałbym na kanapie przed telewizorem.

I co teraz? Odpowiedź może być tylko jedna. Będę jeździł dalej. I tyle ile tylko będę mógł. i kiedy tylko będę mógł. Bo to kocham. A efektem ubocznym będzie to, że w nowym sezonie forma będzie jeszcze lepsza. Ale to tylko dodatek. Jeśli robi się w życiu, to co się kocha, wtedy jest się szczęśliwym i wszystko wokoło zaczyna się pięknie układać!


PS Poznawanie okolic Opola idzie pełną parą. Niedługo trochę więcej na ten temat napiszę. Dzisiaj za to kilka zdjęć z ostatnich wojaży





















Komentarze

  1. Będąc daleko od rodziny nawet robienie tego co się kocha nie sprawia radości. ehh...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty