A miało być tak pięknie, czyli samo życie
Długo myślałem, co nowego napisać. Czy o
jakieś nowej rowerowej wyprawie, kiedy to odkryłem kolejne niesamowite miejsca?
Odpada, bo na żadnych takich ostatnio nie byłem… To w takim razie o czym? Może
po prosto o życiu…
Bo to nie jest tak, że w naszej
rzeczywistości ciągle mamy do czynienia z niewiarogodnymi przygodami, że co
chwilę jedziemy odkrywać nowe miejsca… Nie. Tak życie nie wygląda. Życie to
szara rzeczywistość. Naczynia do pozmywania, pranie do zrobienia i podlanie kwiatków w
pokoju (akurat u mnie kwiaty nauczyły się, że raz na miesiąc też wystarczy). W
życiu kolarskim (oczywiście u amatora) to treningi, które trzeba zrobić, choć
brakuje czasu i często motywacji. A na dodatek, po tak dobrze znanych i już nudnych
szosach… Niestety codziennie nie można wyruszać na górskie przełęcze, by
zachwycać się genialnością Boga, który to wszystko stworzył. Człowiek chciałby,
żeby tak było, ale nie jest. Jest codzienność. Często jakże trudna… Jest
rutyna. Często bardzo wykańczająca człowieka… Po prostu samo życie. Chciałoby
się, by było inaczej, ale nie jest… Bo na pewne rzeczy nie mamy wpływu. Tak
zwyczajnie, nie w naszej mocy jest to, by zmieniać otaczającą nas
rzeczywistość. Nie jesteśmy Bogiem, by to robić. Ale, czy w takim razie, mamy
się załamać? Czy mamy się obrazić, przestać zmywać naczyń i podlewać kwiatków?
Czy mamy nie iść na trening, który z trudem wcisnęliśmy między zajęcia w ciągu
dnia? Oczywiście, że nie! Nie ma co popadać w pesymizm. Trzeba determinacji. Po
prostu robić swoje.
I tutaj sytuacja z wczoraj. Plany były
wielkie. Góry. I już w głowie układałem sobie trasę. Pojadę tędy, bo tam większa
górka. Później w tą stronę. Bo trudniej będzie. A to wszystko już siedząc na
rowerze i pędząc w stronę czeskiej granicy. I po ponad 11 km, to co tak
skrupulatnie zaplanowałem legło w gruzach. Pęknięta opona. Ale tak, że nie
można jej naprawić. A miało być tak pięknie… A tutaj co? Samo życie. Wyjazd,
który miał być taką nagrodą, za ostatnie trudne tygodnie, skończył się zanim
tak naprawdę się zaczął…
Co pozostało? Rzucić rowerem w kąt i
zacząć przeklinać na rzeczywistość, że po raz kolejny w ostatnim czasie dała mi
po dupie? Na początku była taka pokusa… Ale później refleksja, że to nic nie da
(ile to razy tracimy zdrowie na denerwowanie się na rzeczy, na które i tak nie
mamy wpływu). Przecież tą całą energię możemy wykorzystać na coś innego. Na
przykład naprawę roweru. Po prostu robić swoje. A zostanie to, prędzej, czy
później, nagrodzone. Ja zostałem nagrodzony.
Wieczorem, już na naprawionym rowerze,
udało się wyskoczyć na małą rundę przy zachodzącym słońcu. Było pięknie. A
dzisiaj, wcześnie rano wyskoczyłem w góry. Już bez planu, po prostu jechałem
przed siebie i cieszyłem się z tego. Choć nogi były jak z betonu, choć bolało
jak cholera, udało się trochę pokręcić. Było jeszcze piękniej niż wczoraj. I to
się liczy. To ta moje dzisiejsza nagroda.
A jaki morał z tych moich przydługawych
wywodów? A to chyba każdy sam sobie dopisze. Pewnie znajdą się tacy, którym się
to nie spodoba. Nie ma to jak hejt… A może znajdą się i Ci, którym doda to sił,
by robić swoje, nawet wtedy, kiedy jest ciężko, nic nie wychodzi i wszystko
denerwuje. Nie poddawaj się, a na pewno zostaniesz za to nagrodzony. Amen J
Dodało sił, a właśnie jest taki ciężki czas. Pozdrawiam.:)
OdpowiedzUsuńwłaśnie od kilku dni dołuje mnie taka codzienność, tekst super, od razu pojawił się uśmiech na buzi : )
OdpowiedzUsuńTeż tak mam, pozbyłam się negatywnego myślenia i noszenia w sobie negatywnych emocji, to samo odnosi się do ludzi, którzy próbują nas krzywdzić. Odcinam się, nie noszę w sobie urazy, można powiedzieć wybaczam, zapominam i idę dalej. To niesamowicie trudne zmienić tak myślenie, ale warto bo człowiek staje się szczęśliwy spokojny. I nawet jak miałam stłuczkę autem, wyszłam z samochodu i pomyślałam no cóż stało się, naprawię i będę jeździć dalej. Nic nie dzieje się w naszym życiu bez przyczyny i jeśli upadniemy to tylko po to żeby nauczyć się wstawać :)
OdpowiedzUsuńAGa :)
Zgadzam się ze wszystkim. Plan może mieć Bóg, nie My. Ale plan to też cel przed Nami do którego przemy jak dzicy. Bo to dodaje też sił, a jak czasem legnie w gruzach to tylko po to aby sobie uświadomić, że nie jesteśmy Bogiem. Udanych kolejnych wypadów dużych i małych. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń