Wspomnienie



Dzisiaj będzie trochę o tym, co już za nami. A działo się sporo. Przede wszystkim były Święta Zmartwychwstania Pańskiego. Czas niezwykle dla mnie intensywny, ale przy tym najpiękniejszy w ciągu całego roku. Z Wielkanocą nieodzownie związane są: koniec zimy i początek wiosny. I to również jest piękne, że dnie stają się coraz dłuższe, że przyroda budzi się do życia. To moje dzisiejsze wspomnienie będzie związane właśnie z tymi dwoma wydarzeniami.

Przede wszystkim Wielkanoc. Jak już wspomniałem wyżej, jest to czas niezwykły. Przeżywamy wtedy najważniejsze prawdy naszej wiary. Dla księży jest to czas wielogodzinnych spowiedzi. Spędza się wtedy praktycznie tydzień w konfesjonale. I żeby od tego się trochę oderwać, dotlenić głowę, ja w przerwach między spowiedziami wybieram się na rower. A że wiosna przyszła, te przejażdżki były niesamowicie przyjemne. Można wtedy zaobserwować, jak cała przyroda świętuje Zmartwychwstanie Pana Jezusa. Bo ona również powraca do życia, staje się bardziej radosna. I człowiek z tego korzysta, jeśli tylko porzuci zacisze swojego domu i wyruszy w świat.

I to moje wspomnienie będzie właśnie o tym.


Z racji tego, że w parafii w czasie Świąt (i nie tylko) jest dużo pracy, możliwość wyjazdu do rodziny jest dopiero gdy Święta się kończą. Ja wyjechać mogłem w Poniedziałek Wielkanocny po 12. W domu byłem przed 14. Obiad, obowiązkowo ciasto, i co dalej? Jak to co? Oczywiście rower! Ja już bardzo rzadko jeżdżę do domu samemu. Zawsze towarzyszy mi mój rower. Takie to już moje szaleństwo… Ale wracając do tematu, po południu wybrałem się na rowerową wycieczkę. Moje Mama i siostra również chciały jechać. Ale nie ze mną, bo podobno za szybko jeżdżę. Więc byłem skazany na własne towarzystwo. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Bo ta moja wielkanocna trasa była idealnym czasem na świąteczne przemyślenia. A głowa była pełna…


Polecam wszystkim ten sposób odreagowania zmęczenia, stresów, tego wszystkiego, co nosimy w naszych głowach… Wsiąść na rower i ruszyć przed siebie… Tak właśnie potraktowałem tą poniedziałkową trasę. Nie jak trening (a ostatnio tak to właśnie robię), bez spoglądania na licznik, utrzymywania odpowiedniego rytmu i liczenia spalonych kalorii. Po prostu jechać przed siebie i słuchać śpiewu ptaków. A pięknie wtedy śpiewały. Delektować się pierwszymi promieniami wiosennego słońca. Było jednym słowem PIĘKNIE. Całość zwieńczyłem postojem nad małym stawem w środku lasu…

Na koniec dodam jeszcze, że w tych swoich świątecznych wojażach nie byłem osamotniony. Wiele osób wybrało się na rowerowe wycieczki. Spotykałem po drodze samotnych, tak jak ja, kolarzy, jak i całe rodziny wspólnie pokonujące kolejne kilometry. I to też było piękne. Obserwować tyle radości na ich twarzach…

Na takie wspomnienie mnie naszło. Zwłaszcza, że dzisiaj pogoda była raczej mało wiosenna… Ale po nocy zawsze wschodzi słońce, jeszcze będzie ładnie. I będzie można zdobywać kolejne wspomnienia!






Komentarze

  1. Mam takie samo odczucie! :) Uwielbiam wsiąść na mój rower http://damelo.pl/136-damskie-rowery-miejskie-stylowe i zapomnieć o wszystkich problemach, które mnie otaczają :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty