Czeskie drogi – cz. 4



Ferie się skończyły, pora wrócić do szkoły. Dla mnie jednak, ta chwila przekroczenia szkolnego progu po zimowej przerwie, będzie miała dopiero miejsce w środę. Poniedziałek jest moim „ustawowym” dniem wolnym. I z tego powodu bardzo się cieszę. Gdy bowiem większość ludzi poniedziałków nienawidzi, ja je po prostu kocham.

I tak również było wczoraj. Wolny poniedziałek postanowiłem wykorzystać na odwiedzenie rodzinnego domu i oczywiście, na jakiś porządny kolarski trening. Może niektórzy wolą spędzać swoje wolne chwile leżąc przed telewizorem, inni tłumaczą się, że nie mają pieniędzy na jakieś wypady, ja biorę rower, wyjeżdżam z domu i po prostu jadę przed siebie. Bo, tak naprawdę, wystarczy przejechać 15 km i okazuje się, że tak blisko naszego domu jest piękny świat. I na dodatek, całkowicie przez nas nieodkryty. Nie potrzeba nie wiadomo jakich pieniędzy, wystarczy tylko chęć, by wyjść z domu. A przecież w ten sposób rozpoczynają się największe przygody naszego życia. Po prostu wychodzimy z domu. I piszę o tym na podstawie własnego doświadczenia. Dorastając w Nysie, nawet nie przypuszczałem, że kilkanaście kilometrów od mojego podwórka jest tak wspaniały świat, tyle przepięknych miejsc… Dopiero teraz, gdy już mam prawie 30 lat odkrywam, jak wiele czasu straciłem, jak wiele wspaniałych przygód mnie ominęło… Dlatego o tym piszę, żeby zachęcić innych do nie marnowania czasu na ciągłe narzekanie, że nie mamy czasu, że nie ma pieniędzy na wyjazdy, że przecież jest taka brzydka pogoda. To są ograniczenia, które sami na siebie nakładamy. Drogi czytelniku, nie marnuj czas, bo on już nie wróci… Korzystaj z tego, co masz. Szukaj przygód tuż za rogiem ulicy, na której mieszkasz! 
Swój wolny poniedziałek (a chciałby tutaj zaznaczyć, że nie mam wolnych ani sobót, ani niedziel, to tak jakby ktoś, pomyślał, ile to ci księża mają wolnego) spędziłem na kolarskiej przygodzie. I było to bardzo blisko rodzinnego domu. Wyruszyłem do Czech, aby po zimowej przerwie, na nowo zmierzyć się z górskimi podjazdami. Na pierwszy cel wybrałem czeskie Rejviz.


O tym miejscu słyszał każdy zapalony kolarz i rowerzysta. Gdy po raz pierwszy tam podjeżdżałem, a było to na wakacjach, w którąś z sobót, zaskoczyła mnie ilość fanów rowerów, których mijałem po drodze, lub spotkałem na szczycie. Bo Rejviz, jest to miejsce, które przyciąga rowerzystów. Przede wszystkim tym, że jest malowniczo usytuowane. Jest to także podjazd dający w kość, ale do przejechania, nawet dla początkujących rowerzystów (choć taki na pewno odczuje to, następnego dnia). Sam szczyt oferuje dodatkowo kilka fajny restauracji, gdzie strudzony rowerzysta może nabrać sił na powrotną drogę. Jest to jeden z najłatwiejszych podjazdów w okolicznych górach, idealny do pierwszych treningów. Dlatego wybrałem ten, a nie inny kierunek. Oczywiście, gdyby nie taka wiosenna pogoda, to nie śmiałbym  nawet marzyć o wjeździe na Rejviz w połowie lutego. Jednak plusowa temperatura panująca od dobrych kilkunastu dni sprawiła, że ten wjazd był możliwy.

I tak oto wyruszyłem w drogę. Sam podjazd poszedł dość dobrze (zważywszy, że pierwszy w tym roku i noga jeszcze nie ta). Początkowo było trudno, jednak z każdym metrem szło coraz lepiej. A dodatkowo, zaczęła panować dookoła niesamowita cisza… Człowiek, gdy w takich warunkach wjeżdża coraz wyżej, słyszy swój każdy oddech. Słychać każde poruszenie w otaczającym nas lesie. W końcu słyszy samego siebie, wszystkie swoje myśli… Dla mnie, to prawie, jak przeżycie wręcz mistyczne…I gdy robiło się już naprawdę wysoko, wokół mnie zaczynała pojawiać się śnieżnobiała mgła. Bardzo gęsta mgła… Na samym szczycie widoczność nie przekraczała 50 metrów. Okazało się także, że droga na górze nie jest tak czysta, jak na dole. Zalegał na niej śnieg, wyjeżdżone były tylko ślady po samochodach. To wszystko sprawiło, że prawie 10 km zjazd był prawdziwą drogą prze piekło… Trzeba było niesamowicie uważać. Na zalegający śnieg, by się nie pośliznąć. Na mgłę, by cokolwiek zobaczyć. Na mijające mnie samochody, by mnie nie potrąciły. W normalnych warunkach, zjazd jest największą przyjemnością. W takich, to istna męka… Na szczęście, udało się szczęśliwie dotrzeć na dół. Na pewno przy pomocy mojego Anioła Stróża. Jazda w takich warunkach bardzo dużo uczy człowieka. I ja się wczoraj bardzo dużo dowiedziałem i nauczyłem. I tego nie żałuje.


Gdy dotarłem na dół, droga już była prosta. Ponad 50 km pedałowania, z kilkoma hopkami po drodze. I już byłem w domu, gdzie czekał na mnie pyszny obiad. Czego chcieć więcej od życia?


Pierwsza górska wyprawa, pierwsze przygody. Pięknie się ten rok rozpoczyna. 







Komentarze

  1. Święta prawda ;) Wystarczy tylko ruszyć swe "cztery litery" a już tuż za rogiem czekać mogą wspaniałe miejsca, ciekawi ludzie i niezapominane przygody. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, potwierdzam, nie trzeba wielkich funduszy aby jednego dnia np. odwiedzić Włochy, Paryż i Węgry ;))) wystarczy raptem plecak z prowiantem i dwa kółka :)))
    ...szczerze podziwiam za rowerek po górskich szlakach! dla mnie to hardcor! :)
    Ps. Piękna ta nasza Polska :)... wystarczy tylko szeroko otworzyć oczy :) bo tuż za rogiem jest naprawdę ciekawe miejsce...

    OdpowiedzUsuń
  3. W sierpniu jechałem na rowerku z Krosna do Wrocławia min przez Kluczbork. Szkoda, ze ksiedza wczesniej nie znalem bo chetnie wpadlbym na parafie uscisnac reke :-) Powodzenia na kazdy dzien i opieki Matki Bozej. Pozdrawiam bieszczadzki kolarz

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzisiaj wpisałam w Google frazę "jak zachęcić chrześniaka do wiary", a potem z powodu braku sensownych wyników wpisałam "jak zachęcić do wiary" - niestety nie ma nic konkretnego... Brakuje takich stron...

    OdpowiedzUsuń
  5. Szukam jakiejś strony dla chrześniaka... Jego rodzice ostatnio stali się nie wierzącymi. A ja chciałabym jakoś zachęcić dzieciaka, tak na spokojnie - przez jakąś stronę albo Facebook... Może macie jakąś radę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takich stron jest bardzo dużo, w zależności, kto co lubi. Bo do jednych będzie trafiać taki przekaz, do innych inny... Na pewno warto zajerzeć na deon.pl; stacja7.pl, na fejsie langusta na palmie - portal o. Adama Szustaka, który w czasie Wielkiego postu codziennie wrzuca krótkie filmy z jakaś nauką... naprawdę jeśli się dobrze poszuka to się znajdzie, zwłaszcza, że Pani najlepiej zna swojego chrześniaka i wie co lubi i czym się interesuje
      Pozdrawia :)

      Usuń
  6. Szczęść Boże, z relacji i zdjęć wynika, że było bardzo fajnie. Pozdrawiam i zachęcam w wolnej chwili do odwiedzin bloga - wejście przez nick

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty