Pasja





W końcu udało się znaleźć czas na wpis. Bo z tematem nie było problemu. Chodził za mną już od czwartku. Wtedy to miałem bardzo ciekawą i mądrą rozmowę na temat życiowych pasji. I ta rozmowa dała mi bardzo wiele do myślenia... Co więcej, tak mi to siedziało w głowie, że w końcu muszę te swoje przemyślenia przelać na papier (no w tym wypadku na komputerowy ekran)

Więc pasja... Coś pięknego, a w sumie nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo pięknego (było tak do tej wspomnianej wyżej rozmowy). Życiowa pasja. Bo chyba tak właśnie mogę  określić moje zwariowanie na temat rowerów, kolarstwa i wszystkiego, co z tym jest związane. I nawet wręcz do obrzydzenia mogę innym opowiadać o tym swoim zainteresowaniu, o swojej pasji... (sadzę, że moja rodzin, przyjaciele i znajomi coś o tym wiedzą). Ale chyba na tym właśnie polega życiowa pasja. Że człowiek nabiera całkiem innego punktu widzenia, że to co do tej pory było ważne w życiu, potrafi zejść na drugi plan na rzecz pasji. I ta pasja oczywiście może być różna. To może być rower, jak w moim przypadku, ale równocześnie zbieranie znaczków. Ważne jest to, żeby człowiek po prostu w tym się zakochał. A wtedy życie zmienia się całkowicie. 

No właśnie, bo co tak naprawdę daje nam pasja? Co mi daje moja pasja? Odpowiedź jest prosta. Daje mi chęć do życia. Bo przecież często jest tak, że tej chęci nam zwyczajnie brakuje. Znamy to doskonale z własnego życia. I ja to bardzo dobrze znam. Człowiek wtedy popada w rutynę, codziennie te same czynności, brak zmian, brak nowych pomysłów... Budzi się rano i już jest zmęczony... I nie widzi nadziei na zmianę... Znamy to? Ja znam, bardzo dobrze... Ten stan kiedy nie widzę żadnych nowych perspektyw, że nie jestem w stanie nic zmienić w swoim życiu. Albo jak nas potrafią przygnieść zwykłe problemy dnia codziennego... Że te niepowodzenia i przeciwności losu, których przecież w życiu jest bardzo dużo, mogą nas wgnieść na trzy metry pod ziemię. Szara rzeczywistość. I żeby nie było, znam ją doskonale i często jej doświadczam. Ale na szczęście mam swoją życiową pasję, swoją miłość, którą pomaga mi to wszystko pokonać.

Bo właśnie to daje mi pasja. Że pomimo tych wszystkich problemów, zmęczenia codziennością, potrafię wsiąść na swoje dwa kółka i o tym wszystkim zapomnieć... Chociaż nie, tak do końca o tym nie zapominam, raczej potrafię nabrać dystansu, spojrzeć na to z innej strony. Że te wszystkie problemiki to tak naprawdę nic nie znaczą, że one są częścią życia i na to nie mamy żadnego wpływu. A jak nie ma wpływu, to po co się tym martwić. Dlaczego mamy się tymi rzeczami przejmować, jak nie możemy ich zmienić? Przecież nie jesteś Bogiem! To nie my podtrzymujemy ten świat, żeby istniał! To zadanie Boga, więc niech on się tym zajmie, a ja wolę iść na rower. Pasja także ciągle zmusza do działania, do rozwoju. Nie pozwala człowiekowi stać w miejscu, ale każe mu ciągle iść do przodu. Bo tak naprawdę wszelkie ograniczenia nakładamy sami na siebie. Nie ma, że się nie da, że na pewno się to nie uda. Pasja zmusza to tego, żeby działać tak jakby niemożliwe nie istniało, I to właśnie daje mi życiowa pasja!

Znowu wyszło filozoficznie... Ale tak właśnie jest z ta pasją. Nie można usiedzieć na miejscu, człowiek tylko szuka sposobu, żeby wskoczyć na rower i jechać przed siebie. Dzisiaj mi się udało poromansować z moją pasją. Prawie 104 km na rowerze, mimo chłodu i mocnego wiatru, które tak naprawdę są nie ważne... Bo nic się nie liczy, tylko ta miłość do swojej pasji...

PS Dziękuję Iwonce za, jak zwykle inspirującą rozmowę...




















Komentarze

Popularne posty