Rowerowa wycieczka




Kilka dni nic nie pisałem. Może ktoś pomyślał, że mi się zapał skończył... Albo pomysły. No to muszę Was pocieszyć, że ani zapału nie zabrakło, ani tym bardziej pomysłów. Jednego, czego w tych ostatnich dniach nie było to czasu (a wczoraj rzeczy bardziej przyziemnej, czyli komputera). 

Po sobotnim biegu przyszedł czas na niedzielę. Niedziela zaś jak to niedziela, był pracowita. Co tu dużo pisać... Ale oprócz tego był także bardzo bolesna... Bo sobotnią życiówkę okupiłem niedzielnymi zakwasami (jednak na rowerze pracują całkiem inne mięśnie niż w czasie biegu). Zakwasy zakwasami, ból to też nic nowego, tylko, że zbliżał się poniedziałek, czyli dzień wolny. I tutaj stanąłem przed dylematem. Poświęcić ten dzień na odpoczynek (w sumie zasłużony), czy raczej nie marnować dnia na leżenie do góry wentylem i ruszyć gdzieś w trasę... Odpowiedź na te moje rozterki przyniósł sam poniedziałkowy poranek. Bo takie piękne słońce świeciło, że odpowiedź była dla mnie jasna. Pakować rower do samochodu i w drogę!

Obrałem kierunek na Nysę. Ale znowu powstało pytanie gdzie dalej jechać? Może kolejny raz w góry? Tym razem jednak wziął górę u mnie  zdrowy rozsądek. Bo dalej mocno dawały mi się we znaki zakwasy, nogi były strasznie ociężałe, po prostu beton... Na szczęście nyska kraina daje wiele innych możliwych kierunków wycieczek (przy równie pięknych widokach, co w górach). Dlatego postanowiłem pojechać do Barda. Miała to być piękna rowerowa wycieczka, bez żadnej spiny, bicia rekordów, walki o czas i kilometry. Taki porządny rozjazd. 

Wyruszyłem prawie w samo południe. Trasa wiodła do Barda przez Goświnowice, Lipniki, Ziębice i Kamieniec Ząbkowicki. Trasa idealna do rowerowych treningów, pełna interwałów. No i tu mnie macie. Miało nie być żadnego treningu, a wyszedł, mimochodem, ekstra trening. Bo trasa składała się z ciągłych krótkich, ale przy tym mocny i trzymających porządnie podjazdów, a następnie z szybkich zjazdów. Po prostu marzenie każdego kolarza. A przy tym te widoki... Przepiękne... Z jednej strony pasmo Sudetów, z drugiej widok na wzgórza Ziębickie, w oddali Góry Sowie, a jeszcze na dokładkę widok na Ślężę... Pokonywanie kolejnych kilometrów z takimi pejzażami to sama przyjemność. Przyjemność, której nawet niezbyt sprzyjający (a raczej ciągle przeszkadzający) wiatr nie był w stanie popsuć. Dodatkowo po drodze było kilka fajnych zabytków to obejrzenia (panorama na Ziębice, Kamieniec Ząbkowicki z pocysterskim klasztorem i kościołem oraz pałacem na wzgórzu, no i samo Bardo). Oprócz tego, ta moja poniedziałkowa wyprawa do Barda to była taka sentymentalna podróż. Bo właśnie w Bardzie byłem w trzeciej klasie podstawówki na zielonej szkole. Fajnie tak po tylu latach wrócić i zobaczyć, jak pewne rzeczy się zmieniły. Teraz to wszystko wydawało się takie małe... no ale przecież trochę przez te lata urosłem. W Bardzie zatrzymałem się przy bazylice, żeby pokłonić się Matce Bożej. Po krótkiej modlitwie z powrotem wsiadłem na rower i przez Złoty Stok powróciłem do domy... (droga powrotna była pozbawiona jakiś specjalnych atrakcji, nie licząc ciągłej walki z wiatrem i szukania w sobie nowych pokładów sił do pokonywania kolejnych wzniesień...)

Wyprawa była bardzo udana, każdemu polecam, zwłaszcza tym, którzy chcą porządnie potrenować w pięknych warunkach (pokonałem prawie 114 km, niby miało być prosto, a wyszło 820 m przewyższeń)

No i oczywiście nie skończy się dzisiaj na samych słowach, bo udało się cyknąć trochę fajnych zdjęć

Początek drogi...










































Pałac w Kamieńcu Ząbkowicku

Wjazd do klasztoru w Kamieńcu



W poszukiwaniu złotego pociągu :)




Bazylika w Bardzie



Matka Boża Bardzka














































Widok z rodzinnego domu

Komentarze

Popularne posty