Trzecia guma, czyli sposób na udany wieczór

Jak szaleć to szaleć. Więc będzie i trzeci post. I w sumie jest też o czym napisać. No ale zacznijmy od początku...

Dzisiaj planowałem wieczorną jazdę rowerem górskim, tak żeby wykręcić do 50 km. Rower przygotowany, ja szybko przebrałem się po Mszy św. i już jadę. No i zajechałem... 500 metrów :( Guma, kapeć, czy jakkolwiek to można określić. I przyznam się, że wtedy okropnie zakląłem... Bo to trzecia przebita dętka w ciągu tygodnia. Wcześniej przejechane ponad 6,5 tys kilometrów bez żadnej awarii... No normalnie można się załamać. Wszystko zaplanowane, przygotowane i nic z tego nie wyszło... Ale właśnie takie jest życie, nie wszystko możemy zaplanować. Więc nie ma co się załamywać i rozpaczać, trzeba iść dalej, do przodu. Więc już w czasie powrót z popsutym rowerem na plebanię wpadłem na genialny pomysł. Jak nici z długiego roweru to niech będzie krótsza jazda ale z dodatkowym bieganiem. Powrót do biegania po lipcowej kontuzji kostki planowałem już od kilku dni, ale zawsze mając do wyboru albo iść na rower albo pobiegać, wybierałem rower. Więc postanowione: dzisiaj rower + bieg. Szybko się przebrałem, wymieniłem rower i ruszyłem. Wyszło całkiem, całkiem:)
1. Rower - 20 km z czego część po lesie i polnych drogach, część asfaltem: 20,23 km 46 min 43 sec
2. Bieg - 5 km: 27 min 36 sec
3. Rower - 5,14 km: 15 min 17 sec (taki fajny rozjazd po wysiłku)

I naprawdę fajnie się biegało :)

Tak to już jest, czasami coś w życiu może nie wyjść, ale nie ma co się załamywać. Życie jest za piękne. Dlatego niech nawet trzeci guma w ciągu tygodnia Cię nie przestraszy. Będzie dobrze:)

ps. Wracając wleciał we mnie nietoperz. I z tego starcia ja wyszedłem zwycięski :)

Komentarze

Popularne posty